Zombie w piwnicy nastolatka

Rozmowa z Maciejem Michalczykiem, głównym scenarzystą serialu „Pomóż mi” poświęconego problemom młodzieży

fot. Rafał Orzechowski

TERYTORIUM NEUTRALNE: Jak często nastolatki mówią dorosłym wprost: „Pomóż mi”?

MACIEJ MICHALCZYK: Bardzo rzadko. Zamiast tego wykrzykują: „Nienawidzę cię!”, „Zmarnowałeś mi życie!”, „Jesteś do niczego!”.

W waszym serialu rodzice słyszą to na okrągło.

Tak się to najczęściej odbywa w prawdziwych sytuacjach kryzysowych, a pomysły na odcinki zawsze bierzemy z życia. Czasem z jakiegoś artykułu, ale na ogół z przeżyć własnych i znajomych, z obserwacji otoczenia.

Nawet jeżeli w procesie tworzenia scenariusza, a potem realizacji odcinka, historia przechodzi wiele zmian, to i tak jej źródło leży w rzeczywistości.

Nie za daleko ci do tej rzeczywistości? Nie jesteś nastolatkiem dłużej niż nim byłeś.

Prawie dwadzieścia lat temu, ale jednak byłem. Młodzieży wydaje się, że dorośli nie mają pojęcia, jak to jest mieć kilkanaście lat. Niespodzianka: mają, też to przeszli. Niektórym po prostu nie chce się tego sobie przypomnieć. Pracując nad scenariuszami do „Pomóż mi” cały czas odwołuję się do własnych doświadczeń.

Mimo wszystko dorosły, nawet z dobrą pamięcią, inaczej widzi wydarzenia ze swojej wczesnej młodości, kiedy je wspomina po latach, niż widział je wtedy, gdy się odbywały.

Jedną z istotnych przyczyn zagubienia młodych osób jest to, że nie widzą sytuacji z szerszej perspektywy. Inaczej kwalifikujemy to, co nam się przydarza, jeśli mieliśmy już do czynienia z czymś podobnym. Wydawało się najgorsze na świecie, ale okazało się, że to bzdura, więc następnym razem nie przejmiemy się aż tak bardzo. Albo przeciwnie – coś poważnego wyglądało z pozoru na błahostkę, dlatego widząc coś takiego ponownie, będziemy czujni.

Nastolatki wciąż przechodzą coś po raz pierwszy.

Dlatego nie wiedzą jeszcze, jak reagować. To trudne i powoduje silny stres. Często nie zdają sobie sprawy z tego, w co się pakują i na ile to jest niebezpieczne. Jeśli żyją od urodzenia w dysfunkcyjnej, na przykład przemocowej, rodzinie, tym bardziej trudno im się połapać w sytuacji i racjonalnie ocenić zagrożenie. Z czasem młody człowiek zaczyna się orientować, że coś jest nie w porządku, ale z drugiej strony często nie ufa własnemu osądowi.

Może nie powinien, skoro nie może skonfrontować go z doświadczeniem, którego z racji wieku jeszcze nie ma?

Wcale nie jest takie pewne, że intuicja nastolatka zawodzi. Dzieci działają intuicyjnie. Później są uczone, żeby nie polegać na swoich odczuciach. Na przykład rodzice się kłócą, ale chcąc chronić swoje dziecko wmawiają mu, że to wcale nie była kłótnia. Dziecko zaczyna się gubić, jeśli nie może wierzyć w to, co widzi. Nie wyobraża sobie, że rodzic mógłby je okłamać, więc wniosek jest prosty – to jego myślenie musiało być błędne.

A kiedy nie chodzi o rodzica?

Zależy, jak bardzo jesteśmy zaangażowani. Emocje często zaciemniają obraz, jednak zawsze dobrze jest wsłuchać się w to, co nam mówi intuicja. Mamy na przykład podejrzenia, że chłopak, czy dziewczyna, nas oszukuje. Druga strona rzecz jasna zapewnia, że to nieprawda, ale coś nam nie pasuje, nie czujemy się pewnie w tej relacji. Możemy się dalej tak męczyć. Możemy też dowiedzieć się prawdy i dopiero wtedy świadomie podjąć decyzję, co z tym zrobić.

Wiele osób boi się takiej prawdy.

Bardzo często jest tak, że czegoś się okropnie boimy, a jak się już wydarzy, okazuje się, że wcale nie jest aż takie potworne. Im dłużej pozostajemy w niepewności, tym silniej się nakręcamy. Za to kiedy mamy już coś wyjaśnione, przestajemy się męczyć.

Powiedzmy, że podejrzewasz, że w twojej piwnicy mieszka zombie.

Mam trzy możliwości. Pierwsza jest taka, że wezmę głęboki oddech, szybko otworzę drzwi i wejdę do środka. Jak będzie pusto, to mam to z głowy. Jak zombie siedzi na półce ze słoikami, to przynajmniej już wiem to na pewno i mogę podjąć kolejną decyzję: walczę z nim, czy zamykam piwnicę na dodatkową kłódkę. Druga możliwość jest taka, że odpuszczam temat bez sprawdzania, bo i tak nie korzystam z tej piwnicy. Trzecia – w nieskończoność nasłuchuję pod drzwiami. Cały czas się boję, męczę, tracę czas i siły, a i tak nic nie osiągnę. To kompletnie bez sensu, w przeciwieństwie do dwóch poprzednich rozwiązań.

Miałeś zombie w piwnicy?

Nie raz. Większości już nie pamiętam.

Nie tylko nastolatki biją się z myślami w obliczu problemów.

Najlepiej znaleźć na to jakąś metodę. Kiedy sam mam wątpliwości i nie wiem, co robić, staram się to sformułować na piśmie.  Dzięki temu mogę pozbyć się zbędnych emocji. Bywa, że nawet sami przed sobą wstydzimy się swoich uczuć. Jednak jeśli przestaniemy się oszukiwać i zastanowimy się nad czymś na chłodno, możemy znaleźć odpowiednie wyjście.

Ciężko o chłodny dystans u nastolatka, gdy w jego organizmie szaleje burza hormonów.

Osoba w tym wieku widzi świat poprzez emocje. To dorosły powinien być od tego, żeby je tonować i pomagać w racjonalizacji, bez narzucania swojego zdania. Coś, co nam wyda się mało istotne, w oczach młodego człowieka może być w tej chwili końcem świata. Jednak dorośli, zamiast zastanowić się, jak złapać kontakt z dzieckiem, często własne braki zwalają na tę hormonalną burzę.

Tylko że nastolatki naprawdę mają inną chemię mózgu niż dorośli.

Na to warto brać poprawkę, ale nie usprawiedliwiać swojego braku umiejętności, czy, co gorsza, chęci porozumienia z dzieckiem.

W piątym odcinku Ada nie chce zaakceptować nowej żony ojca i jej syna. W dwudziestym dziewiątym Grzesiek nienawidzi nowego partnera matki. Oboje buntują się tak silnie, że atmosfera w domu staje się nie do zniesienia. Rodzice są bezradni.

Może nie byliby tacy bezradni, gdyby zamiast po stronie nowych partnerów, stanęli po stronie swoich dzieci i uważnie, z empatią, wysłuchali, co mają do powiedzenia.

Próbowali. Oboje dopytywali, co się dzieje.

Zadawanie takich pytań przy osobach, z którymi dziecko ma problem, albo co gorsza w trakcie awantur, kiedy nie brzmią, jak pytania, tylko oskarżenia, mija się z celem. Jeżeli dziecko poczuje, że jest mniej ważne, niż nowy partner, nie zaufa rodzicowi w sytuacji konfliktowej.

Anka z trzeciego odcinka znalazła pozorne oparcie w starszym o kilka lat chłopaku.

Anka ma masę kompleksów, więc tym łatwiej ulega jego urokowi i  jest gotowa zrobić dla niego wszystko. Do tej pory brakowało jej uwagi i akceptacji, a tu nagle on poświęca jej swój czas, mówi miłe słowa. Nietrudno się zakochać. On doskonale to wykorzystuje i manipuluje nią. Jednak Anka nie wpadłaby tak głęboko w tę pułapkę, gdyby miała bliski kontakt z rodzicami. To oni odpowiadają za jej deficyt emocjonalny.

Przecież ją kochają.

Co z tego, skoro Anka tego nie wie. To, że powołało się dzieci na świat, nie powoduje automatycznie, że umie się w jasny sposób wyrażać miłość. Dlatego Anka cierpi z powodu poczucia odrzucenia i samotności. Jest pozbawiona realnego wsparcia.

Co w takiej sytuacji mogła zrobić, aby uratować samą siebie?

Zatrzymać się i zastanowić, jak sprawy mogą potoczyć się dalej, gdy ukradnie matce recepty na psychotropy. Już sam fakt, że robi coś w tajemnicy, powinien dać jej do myślenia. Tajemnica to wielka czerwona flaga, wyjący sygnał alarmowy. Jeśli coś ukrywasz, wstydzisz się tego, to albo przestań się wstydzić, albo tego nie rób. Anka na pewno początkowo miała jakieś wątpliwości, ale właśnie odsunęła na bok intuicję. Nie tylko mogła uniknąć całego pasma nieszczęść, ale też złamanego serca.

Część odcinków kończy się wręcz tragedią. Oglądając ma się ochotę wołać do tych dzieciaków: „Stój! Ochłoń!” A one pędzą co tchu na czołowe zderzenie.

W życiu też często nie słyszą takiego wołania, o ile w ogóle ktoś interesuje się nimi na tyle, żeby zawołać. Małe dziecko jest skazane na łaskę i niełaskę rodziców. Nastolatek może się ratować i samodzielnie szukać pomocy w kryzysie. Zawsze znajdzie się wyjście i ktoś, kto poda im rękę. To może być ktoś z otoczenia, ale także ktoś z organizacji pozarządowej takiej jak wasza, czy instytucji publicznych. Można również zadzwonić do młodzieżowego telefonu zaufania (116 111).

A kiedy sprawy zaszły już za daleko? Doszło na przykład do złamania prawa?

Wtedy bezwzględnie trzeba udać się na policję. W serialu sprawy trafiają od razu do wydziału do spraw nieletnich, ale można się zgłosić na każdy posterunek, a tam już pomogą dalej. Podobnie w przypadku, gdy nastolatek jest ofiarą lub świadkiem przemocy, także ze strony rodziców czy kogoś innego z rodziny.

Donieść na własnych rodziców?

Jeżeli są w porządku, to nic im nie będzie. Jeżeli nie są, to znaczy, że przyczyniają się do naszej krzywdy, a w takiej sytuacji nie jesteśmy im winni lojalności.

W dwudziestym ósmym odcinku ojciec Kuby pali z synem marihuanę. Fajnie jest, jarają sobie i grają w gry komputerowe. Gdzie tu problem?

Szalenie trudne jest uświadomienie sobie, że rodzic też może być negatywną postacią w naszym życiu, szczególnie, gdy pozornie wszystko jest spoko. Nawet kiedy nastolatki buntują się z całych sił przeciw rodzicom, i tak w głębi duszy chcą wierzyć tylko w ich bezwarunkową miłość. Niestety bywa różnie.

Coś takiego przepracowuje się czasem przez całe życie na terapii. Dorosła osoba może też zerwać lub ograniczyć kontakt z rodzicami. Jak ma sobie z tym dać radę nastolatek, na ogół mieszkając z nimi pod jednym dachem?

Sam sobie nie poradzi, dlatego powinien szukać pomocy w odpowiednich instytucjach, czy organizacjach. Najczęściej są też w naszym otoczeniu ludzie, którzy mogą nas wesprzeć. Oczywiście trudno zaufać obcej osobie, podczas gdy nie ufamy własnej matce, czy ojcu. Mimo to trzeba szukać ratunku. Jeśli nie podejmiemy próby, na pewno nikt nam nie pomoże.

Terytorium Neutralne

Skip to content