Rozmowa z dr hab. Grażyną Katrą, kierowniczką specjalizacji „Psychologia Wychowawcza” na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego
TERYTORIUM NEUTRALNE: Młodzież często łamie zasady dla samego łamania.
DR HAB. GRAŻYNA KATRA: To część procesu mentalnego oddzielania się od rodziców i budowania swojego „ja”. Łamiąc zasady młodzi ludzie starają się za wszelką cenę udowodnić, że decydują sami o sobie. Robią, co w ich mocy, żeby podkreślać swoją odrębność, włącznie z demonstracyjnym odcinaniem się od rodziny.
W okresie dorastania potrzeba autonomii bywa tak silna, że wręcz przyćmiewa zdolność logicznego myślenia. Dorosły człowiek potrafi czasem zrezygnować z niej w jakimś zakresie dla osiągnięcia konkretnego celu. Nastolatek przeciwnie – zrobi wiele, aby ją udowodnić, nawet własnym kosztem i obiektywnie irracjonalnie. Wiąże się z tym także podejmowanie zachowań ryzykownych.
Ustalanie z nastolatkiem zasad wydaje się z góry skazane na porażkę…
Zasady mają fundamentalny sens w życiu dziecka, a potem nastolatka. Nie tylko stanowią drogowskaz na całe życie, ale też stwarzają ramy, w których można czuć się w miarę bezpiecznie w otaczającym nas świecie. Tak zwane bezstresowe wychowanie, sprowadzające się do braku zasad i podążania we wszystkim za dzieckiem, przynosi mu znacznie więcej strat niż korzyści. Spełnianie zachcianek i usuwanie spod nóg wszelkich przeszkód utwierdza je w przekonaniu, że wszystko bezwzględnie mu się należy, a ograniczenia nie istnieją. Taka osoba później boleśnie zderza się z rzeczywistością, z którą nie potrafi sobie poradzić.
W niektórych domach panuje ścisły rygor.
Autorytarni rodzice stawiają wymagania, lecz brak im refleksji na temat rzeczywistych potrzeb i trudności dziecka. To postawa niemniej szkodliwa niż ta w pełni uległa. Jeszcze inna grupa wychodzi z założenia, że zapewnienie dziecku podstaw bytowych takich jak dach nad głową, wyżywienie i opieka lekarska, a także pobieżna kontrola jego szkolnych ocen, to wystarczająca opieka. Tymczasem dzieci takich rodziców tak naprawdę są zaniedbane. To niestety dość powszechna sytuacja.
Jak odnaleźć się pomiędzy tymi skrajnościami?
Właściwy, czyli dobry dla dziecka, ale też dla rodzica, jest styl wychowania oparty na autorytecie, kiedy wymaganiom towarzyszy wsparcie. Wtedy nastolatek, który przekroczył jakieś granice, ponosi konsekwencje swoich błędów, ale wie, że rodzice nadal go kochają. Rozumie, że nie akceptują konkretnego zachowania wciąż akceptując jego jako osobę.
Reguły nie są tu ściśle określone, a stanowią pewien obszar. Zamiast wymuszać średnią 6.0, rodzic wymaga dbania o szkołę.
Stara się konsultować z młodym człowiekiem dotyczące go sprawy. Nie zapomina jednak o tym, że to on odpowiada za swoje, nawet już dorastające, dziecko. Nierzadko zdarza się, że nastolatek usiłuje wymusić decyzje, które w rezultacie byłyby dla niego szkodliwe. Rodzic nie powinien wtedy łamać się tylko dlatego, żeby uniknąć przykrej atmosfery czy wysłuchiwania lamentu.
Jak odróżnić, kiedy można pójść nastolatkowi na rękę, a kiedy pozostać nieugiętym?
Zastanówmy się nad sednem danej sprawy. Tak naprawdę ważne jest, czy wymarzone buty nie będą deformować kręgosłupa, a nie to, że naszym zdaniem wyglądają okropnie, bo to nie my mamy je nosić. Przede wszystkim żaden zakaz nie powinien mieć charakteru represyjnego i wynikać z negatywnych emocji rodzica. Nie dawajmy dziecku szlabanu w ramach odwetu za coś, co nie spodobało nam się w jego zachowaniu. Jeśli mu na czymś zależy, odmawiajmy, kiedy mamy realny powód. Jeżeli na przykład grozi mu niezaliczenie przedmiotu, to nie może iść na imprezę, bo musi poświęcić czas na naukę. Nie dlatego, że rodzic jest wściekły za gorsze stopnie i odreagowuje korzystając ze swojej władzy.
A jeśli pomimo racjonalnego wyjaśnienia nastolatek nadal nie rozumie i nie chce się podporządkować?
Próbujemy tłumaczyć do skutku, jednak to nie oznacza, że zasady nie obowiązują. Oczywiście takie ścieranie się z nastolatkiem, do którego nie trafia żaden argument, jest dla rodzica bardzo frustrujące. Dlatego ważne, by dorośli rozumieli różnicę między swoim rozumowaniem a rozumowaniem osoby w tym wieku. Nastolatkowie na przykład nie przewidują skutków swoich działań. Nie mają perspektywy czasowej, która pozwoliłaby im skojarzyć papierosy lub narkotyki z uzależnieniem. Teoretycznie to wiedzą, ale nie do końca przekładają na rzeczywistość. Ewentualny rak płuc to już dla nich zupełna abstrakcja. Kiedy skaczą do wody na główkę, z pewnością nie myślą o ryzyku kalectwa. Nawet w jeszcze bliższym czasie – o bolesnym upadku. Nie widzą tego ryzyka. Jednak o ile nastolatek sam nie dostrzega zagrożenia, rodzice mogą mu je uświadomić.
W jaki sposób?
Warto zwracać mu uwagę na konsekwencje decyzji, aby stopniowo uczył się to robić samodzielnie. Jeśli wybierze tę przykładową imprezę zamiast przygotowania do odpowiedzi, najprawdopodobniej nie zaliczy materiału i może nie zdać do następnej klasy. Chodzi nie o zewnętrzne dyscyplinowanie nastolatka, ale o sprawienie, by sam zaczął kojarzyć przyczynę ze skutkiem, również takim oddalonym w czasie. Zadanie młodemu człowiekowi pytania, jak widzi daną sytuację w kontekście ewentualnych skutków różnych możliwych decyzji, daje mu również poczucie, że samodzielnie dokonuje wyboru. Dla nastolatków to bardzo ważne.
A gdy rodzica przytłacza nadmierny niepokój o dziecko?
Ochrona dziecka przed niebezpieczeństwem jest zawsze najważniejsza. Zastanówmy się jednak, czy nie powoduje nami bezpodstawny lęk wynikający na przykład z naszych własnych urazów. Jeśli nie jesteśmy pewni, dajmy sobie czas na decyzję. Zazwyczaj nie musimy podejmować jej od razu. Dopytajmy o więcej konkretów, poszukajmy kompromisu. Powiedzmy nastolatkowi otwarcie o swoich obawach. Bądźmy z nim szczerzy, podobnie jak w innych sytuacjach.
Co to oznacza w praktyce?
Nie chodzi o to, żeby mówić o wszystkim i drobiazgowo. Są obszary zarezerwowane dla dorosłych, są również prywatne sprawy rodziców i innych osób. W takiej sytuacji zamiast kluczyć i okłamywać dziecko, odpowiedzmy mu wprost, że to nie jest temat, który chcemy z nim podjąć. Rozmawiając z nim możemy odnosić się do własnych doświadczeń, ale nie musimy wprowadzać go w szczegóły, jeśli z jakiegoś powodu nie chcemy tego robić. Granica zależy także od wieku i stopnia dojrzałości dziecka. Działa to zresztą w obie strony. Jeśli nastolatek nie chce się czymś z nami podzielić, uszanujmy jego prywatność i nie naciskajmy, chyba że w grę wchodzi kwestia bezpieczeństwa.
Załóżmy, że udało nam się ustalić zrównoważone zasady. Jak sprawić, żeby zbuntowany nastolatek się z nimi liczył?
Zależy, co udało nam się dotąd wypracować. Jeżeli bliskość i autorytet, nastolatek, który coś przeskrobie, zawsze zwróci się do nas o pomoc, także ze świadomością konsekwencji. Wsparcie nie oznacza głaskania po głowie i zapewniania, że nic się nie stało. Jeżeli na przykład zniszczył rzecz, która nie należała do niego, może popracować w czasie wakacji, żeby ją odkupić. Konsekwencje są nieuchronne, lecz nie wiążą się z awanturą, zaciętym milczeniem rodzica czy inną emocjonalną karą.
Jednak nie ma idealnych rodziców, tak, jak nie ma idealnych dzieci. Co, jeżeli nie udało się wcześniej zapracować na taką więź i autorytet?
Uczciwie zastanówmy się, co poszło nie tak. Nie chodzi o to, żeby się umartwiać, ale przemyśleć, w jaki sposób doszło do naszych błędów wychowawczych. Dzięki temu można będzie skorygować je choć częściowo. Przede wszystkim postarajmy się zbudować wzajemne zaufanie.
Ustaliliśmy zasady, wspieramy dziecko, jak umiemy, ufamy sobie wzajemnie. Umawiamy się na powrót do domu przed konkretną godziną, a tu ono nagle spóźnia się o dwie.
Potknięcia to ludzka rzecz. Pamiętajmy o tym, że nam również się zdarzają. Nie istnieje chyba osoba, która nigdy by się nie spóźniła. Wysłuchajmy tłumaczenia, weźmy pod uwagę okoliczności. Jeśli nastolatek wrócił z imprezy po umówionym czasie, bo zagadał się ze znajomymi i uciekł mu autobus, to nie jest jeszcze powód, żeby przestać mu ufać.
Jak sobie poradzić z trudnymi emocjami, kiedy nastolatek buntuje się przeciw zasadom pomimo starań rodziców?
Decydując się na rodzicielstwo, jednocześnie decydujemy się na ryzyko, że coś może pójść nie po naszej myśli. Realizujemy się w życiu w wielu rolach i relacjach: jesteśmy rodzicami, ale i dziećmi swoich rodziców, pełnimy rolę zawodową, z kimś sąsiadujemy. Na nasze życie wpływa wiele czynników. Na przykład inaczej funkcjonujemy mieszkając samotnie, a inaczej z kimś: ktoś za kogoś sprząta, ktoś komuś przeszkadza lub chodzi na paluszkach, gdy tamten śpi. To często dzieje się automatycznie. Nie każdą sprawę zdążymy przemyśleć, nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Dajmy sobie prawo do błędów, ich korekty i zmian, także w kwestii wychowania dzieci.
Terytorium Neutralne